Tak jak wspominałam, na rynek weszła kilka(naście) dni temu firma o Polskich korzeniach, Felicea, zajmująca się produkcją kosmetyków naturalnych, opartych na sprawdzonych, odżywczych składnikach i nietoksycznych barwnikach. Obiema rękami przyklaskuję pomysłowi tworzenia eko-kolorówek, gdyż wiadomo, kosmetyk ma nie tylko upiększać, ale też poprawiać stan skóry - niestety, jak wiemy, często efekt jest zupełnie odwrotny. Felicea wychodzi naprzeciw oczekiwaniom naszym, kobiet, które nie zapominają o nałożeniu odżywki na rzęsy gdy idą spać. Dzisiaj przyszła do mnie paczuszka, a w środku czekało miłe zaskoczenie.
Strona producenta: Felicea
Oprócz zamówionej szminki #24 w kopercie była również prosta kosmetyczka z wyszytym logiem firmy oraz kredka do oczu w kolorze czarnym (kredeczka na stronie firmy KLIK). Bardzo miły gest ze strony firmy, za który ogromnie dziękuję.
Skład szminki przedstawiłam w poprzedniej notce (KLIK), więc zachęcam do przeczytania, wszystkie składy wraz z tłumaczeniem na polski są również na stronie producenta.
Zdjęcie przekłamuje nieco kolor.
Opakowanie białe, plastikowe, z okienkiem u góry, dzięki czemu widzimy kolor. Dosyć krótkie i szerokie, z wytłoczeniem nazwy firmy. Bez zbędnych udziwnień, mi przypadło do gustu. Jedyne, o czym mogłabym marzyć, to aby tę błyszczącą, srebrną część producent wymienił na coś matowego. Wydaje mi się, że taka zmiana, niby kosmetyczna, a bardzo uszlachetnia wygląd produktu. Ale to takie moje babskie bajanie, nawet nie wiem, czy coś takiego jest w produkcji ;)
Coś, co jest ogromnym plusem szminki to właściwie niewyczuwalny zapach - dopiero, gdy wsadzę nos do opakowania, czuję zapach olejku z grejpfruta - tak właśnie pachniały masełka do ust mojego wyrobu, żaden chemol, tylko naturalny, niemęczący aromat. Da się zrobić szminkę bez pudrowego smrodu? Da się.
Kolor wpada lekko w brzoskwiniowy i jest zbliżony do naturalnego koloru moich ust. Bezpieczny, stonowany, nie musimy się bać, że malując się w pośpiechu zrobimy z siebie Jokera. Pigmentacja w pierwszym momencie mnie nieco rozczarowała, potem stopniując barwę doceniłam. Po kilkudziesięciu tępych, napigmentowanych jak szatan, wysuszających mi (w różnym stopniu) usta produktach, w końcu mam taki, który nie jest bezpłciową pomadką ochronną, wygląda elegancko i subtelnie, a w dodatku nawilża i odżywia.
Tutaj z wiarygodnością koloru jest nieco lepiej, aczkolwiek swatch wyszedł dziwnie brązowy (?).
A propos nawilżania: tutaj szminka spisuje się na medal. Jest wyczuwalna na wargach, daje lekki poślizg i uczucie tłustości (olejek rycynowy na początku składu). Przy nakładaniu jest jakby maślana, trochę przypomina mi te śmieszne, kolorowe szmineczki z Essence, jednak one wysuszają usta, a ta wyraźnie im służy. Myślę, że tydzień - dwa regularnego używania i nie będę już miała suchych skórek do skubania w stresie.
Jednak coś za coś, wraz z nawilżeniem i olejkiem rycynowym nie idzie w parze trwałość. Po dwóch-trzech godzinach bez jedzenia i picia konieczne jest ponowne aplikowanie. Wyciera się jednak tak równomiernie i bez placków, że wybaczam.
"Po kilkudziesięciu tępych, napigmentowanych jak szatan (...) - hahaha! :D
OdpowiedzUsuńKusisz tymi kosmetykami, oj kusisz. :D
PS. Mała prośba, jeśli da radę usunąć to wkurzające potwierdzenie komentarza przez przepisanie znaków z obrazka, to czytelnicy będą wdzięczni. :)
Zrobione!
OdpowiedzUsuńA jak jest z twardością szminki w opakowaniu? Moją zmorą są sztyfty, które się łamią, rozpływają i wyginają - dlatego nie używam szminek nawilżających w ogóle.
OdpowiedzUsuńJest jak zbite masło, stosunkowo miękka. Noszę ją codziennie w torebce i nic się z nią nie dzieje od momentu kupienia.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDzięki:) Kupiłam ją i okazała się najlepszą szminką nawilżającą jaką w życiu używałam. Szkoda, że tak mało kolorów mają.
UsuńMam nadzieję, że kolekcja kolorów się powiększy, bo to także moja ulubiona szminka nawilzajaca :)
Usuń