Dzisiejszy post miał być o ustach i moich nowych nabytkach w ogóle, ale z przyczyn niezależnych muszę napisać go w dwóch częściach. Powód? Bardzo prosty. Szminka nie chce się ze mnie zmyć i nie mogę zrobić zdjęć.
Pisałam nie raz, że jestem ogromną fanką szminek. Doczekałam się w swojej kolekcji do tej pory... wielu. Bardzo wielu. Niektóre uwielbiam, za innymi nie przepadam, bo w czasie użytkowania powyłaziły jakieś wady. No ale z czymś takim jeszcze się nie spotkałam. To jest OFICJALNIE pierwszy przypadek, gdy zabrakło mi słów i naprawdę, nie wiem jak opisać to, co kupiłam.
Zacznę jednak od tego, że w zeszłym tygodniu, kupione całkowicie w ciemno, przyszły dwie szminki w kredce od I Heart Makeup (należącej do MUR) w kolorach Call Me i Rap-ture.
Cena: 15 zł
Dostępność: oczywiście Mintishop
Na początek odpowiem na pytanie: czy kupować? Kupować. Wszystkie. Zanim ja je wykupię. Szminki są całkowicie matowe i mają bardzo aksamitną konsystencję, ale jest w nich coś, co przypomina kredki świecowe. To w jaki sposób wyglądają, jakie mają wykończenie i przede wszystkim jak zachowuje się warstwa kosmetyku pozostawiona na ustach przypomina czasy, gdy bazgroliło się tymi grubymi, kanciastymi kredkami po papierze. Gdy przyciskałam mocno taką kredkę do kartki zostawiała za sobą intensywną, grubą warstwę koloru. Tutaj może warstwa nie jest tak gruba, ale intensywność smugi nie pozostawia życzeń. Powstał jakiś prześwit? To jeszcze raz, przejechać w drugą stronę. Malowanie się tym produktem przypomina zabawę kolorowanką.
Po chwili kolor zastyga. Pod palcami leciutko się klei - znów, jak kredki świecowe. Intensywności raczej nie da się budować, bo tak jak powiedziałam, po jednym pociągnięciu krycie wynosi 100%.
I teraz najlepsze - pigment nie wżera się w usta, a pozostaje na nich w tej zbitej, nieprzepuszczalnej warstwie kosmetyku. Nie wiem jak to inaczej opisać. Gdy szminka zostanie zmyta z ust, nie widać, aby skóra chwyciła mocno kolor, jednak zmycie jest niemal NIEMOŻLIWE. Jeszcze jeśli chodzi o Rap-ture, to owszem, po około 6 godzinach zjadłam część produktu i dałam radę usunąć jakoś resztki (przy czym "jakoś" to odpowiednie słowo), jednak Call Me, który wzięłam dziś na warsztat nie reaguje na nic. Płyn micelarny usunął mi tylko makijaż z okolic ust, a szminki nie ruszył. Nie pozostało więc nic innego jak zostać tak i z wieczorową czerwienią wybrać się w podróż do Warszawy, która czeka mnie za dwie godziny.
Tak oto swatche przetrwały pocieranie paluchem. A zapewniam, nie byłam delikatna.
Posiłki, napoje, wielogodzinne gadanie - tej czerwieni nie rusza nic. Z racji tego, że są to kosmetyki matowe, to trzeba się liczyć z lekkim przesuszeniem, ale jest ono zaskakująco małe. Aby zmniejszyć szkody można jednak bez obaw zastosować w duecie jakąś nietłustą pomadkę ochronną (np. Blistex).
Oczywiście taka trwałość ma swoje wady. Pierwsza - nie mogę zmienić koloru ust, aby zrobić dla was zdjęcia. Wieczorem potraktuję całą twarz olejkiem i wszystko zejdzie, ale poprawki makijażu to koszmar. Ścieranie chusteczką trwa wieki i zabiera całą chusteczkę. Cały czas czuję też, że mam coś na skórze.
Z drugiej strony za niecałe 15 złotych mamy kosmetyk absolutnie wodoodporny, trwały, szalenie napigmentowany, bez zapachu i w bardzo udanej formie wysuwanej automatycznie kredki, która ułatwia aplikację. Posiadane przeze mnie kolory okazały się zupełnie inne niż na swatchach ze strony Mintishopu - Call Me to ognista, zimna czerwień, a Rap-ture mogę opisać jako wściekły, neonowy róż. Niestety, żadne zdjęcie oprócz tytułowego nie pokazuje tego jak bardzo jest intensywny.
Z Blistexem.
To już trzeci kosmetyk wyprodukowany przez MUR jaki posiadam i powiedzieć, że trzyma poziom, to lekkie niedomówienie. Boję się zamawiać następny, bo dobra passa kiedyś musi się skończyć i nie chcę, aby rzeczywistość uderzyła we mnie za mocno. Póki co leciutko liczę na to, że I Heart Makeup zdecyduje się na poszerzenie oferty o jeszcze kilka kolorów - liczę na zgaszone, brudne róże idealne na co dzień. Te żarówy, które posiadam będą idealne na lato i wiosnę, ale raczej nie do pracy czy na uczelnię.
Aktualizacja:
Brakujący piękny Rap-ture :)
0 komentarze:
Prześlij komentarz