Ideał, czy nie bardzo? MUR Lip Lava
Moja miłość do Makeup Revolution ma się dobrze, a kolekcja kosmetyków osiągnęła spore rozmiary. Niektóre z nich pakuję do koszyka bez wcześniejszego researchu, natomiast inne polecają popularne blogerki i vlogerki. Tak było w tym wypadku. Farbki Lip Lava urzekły mnie pigmentacją na filmiku Maxineczki.
Pigmentacja tych szminek w płynie jest faktycznie wyróżniająca. Na pokrycie ust wystarczy dosłownie odrobina produktu, więc 12 ml, jakie dostajemy za 15 złotych wystarczy na całe wieki. Posiadam kolor Tremor, który absolutnie uwiódł mnie nasyceniem. Jest idealny na lato, dziewczęcy, świeży, nie zawiera żadnych drobinek i wspaniale prezentuje się na ustach. Pod tym względem - strzał w 10.
Czy jednak ten kosmetyk nie ma wad? Ma i to całkiem sporo. Jak widzicie na powyższym zdjęciu, lubi się wylać. Nie jest to coś, co zdarza się nagminnie, ale po przeprowadzce odkręciłam nakrętkę i czekało mnie spore zaskoczenie. Mało tego, podobnie, jak oryginalne szminki Too Faced Melted, te również mają skłonności do rozwarstwiania - nie tylko w opakowaniu, ale też na ustach. Do tej pory nie rozgryzłam o co chodzi, bo rozwarstwianie nie pojawia się zawsze. Być może chodzi o sposób aplikacji, a może ilości kosmetyku, ale nie powinno być tak, że szminka wymusza na mnie takie kombinowanie. Lubię w produktach do ust bezproblemowość, bo nie ma nic gorszego, niż zjedzony kolor, warzenie na linii czerwieni wargowej czy kolorowe zęby.
Niewątpliwą zaletą oprócz pigmentacji i koloru jest gąbeczkowy aplikator, który równomiernie i oszczędnie dozuje i rozprowadza szminkę na ustach. Kolor lekko barwi skórę, jednak za mało, byśmy mogły mówić o efekcie tintu. Kolejny plus - nie podkreśla bardzo suchych skórek i spękań, jednak nie pielęgnuje też ich ani trochę.
Ma w sobie coś, co przypomina mi o farbkach Apocalips, mianowicie skłonność do "transferowania", t.j. odbijania na szklankach, rozmywania poza kontur ust. Będę szczera, nienawidzę tej cechy. Zmusza mnie ona do związywania włosów w ciasny kucyk bądź kok po to, by uniknąć mazania i klejenia całej twarzy. Jest jednak mnóstwo fanek Apocalips i wierzę, że jestem po części zwyczajnie przewrażliwiona na tym punkcie.
Bardzo chciałam aby ta ocena była bardziej na korzyść Lip Lava, jednak nie mogę jej z czystym sumieniem polecić. Wygląda wspaniale, opakowanie jest bardzo poręczne i estetyczne, cena niesamowicie zachęcająca, zażywszy, że produkt jest diablo wydajny i spory, ale rozwarstwianie, które nawet lekko widać na zdjęciu powyżej to poważny problem. Dochodzi nawet do sytuacji, w której po zaciśnięciu ust górna warga zbiera cały kolor z dolnej i tworzy się coś na kształt... dziury (?). Być może macie większe doświadczenie z klejącymi mazidłami do ust i poradzicie sobie z tym konkretnym lepiej niż ja, jednak z bólem serca muszę przyznać, że więcej tych farbek nie kupię.
U mnie się nie spisał, nieładnie podkreślał suche skórki i załamania :(
OdpowiedzUsuńMówię pas. Zbyt leista konsystencja ;)
OdpowiedzUsuńLeistą raczej bym jej nie nazwała, jest dość gęsta, ale fakt, na ustach nie zachowuje się jak typowe kleidło.
OdpowiedzUsuńFaktycznie kolor piękny, ale czy jest to warte tylu wad? Najbardziej wkurzało by mnie to wylewanie sie :(
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo ładnie wygląda na ustach ; ) Ja bym spróbowałam go lekko wklepać palcem, żeby tylko troszkę koloru nadać, może przy minimalnej ilości lepiej by się sprawdził ; )
OdpowiedzUsuńJezu, to ja miałam jakiś albo felerny egzemplarz albo moje usta są jakieś trefne (też fakt), bo już pomijam wszystkie inne właściwości, ale po otwarciu odkręciłam ją po paru dniach i aplikator śmierdział starą skarpetą :o brrrr
OdpowiedzUsuń