Moja obsesyjka na punkcie brwi zaczyna osiągać jakieś nieznane wcześniej wymiary.
Zacznę od początku bez zbędnej skromności, bo trochę już się znamy - nie mam prawa narzekać na swoje brwi. Są ciemne, wyraźne, rosną kiedy muszą, kiedy nie muszą - nie rosną - i jedyna ich upierdliwość to długość włosków, która wymusza przycięcie (tak, zaczęłam przycinać brwi... Świat się kończy).
Tak się jednak składa, że w lewej brwi mam spory ubytek na rzecz blizny; w każdym razie tak sobie tłumaczę kupowanie kolejnych mazideł do brwi. Bo ten ubytek muszę przecież czymś wypełnić.
Kiedy na urodomania.com pojawiła się przecena -20% na kosmetyki Freedom nie czekałam długo, pomada w odcieniu Ash Brown wylądowała w koszyku i oto jest, od kilku dni w moich rękach. Porównywać ją będę przede wszystkim do żelu Inglota, który wydaje mi się idealny w konsystencji, trwałości i po prostu wygodzie nakładania
Pomada zamknięta jest w szklanym słoiku, za 25 zł dostajemy 2,5 g produktu. To niemało, w porównaniu do Inglota (2 g), który w zestawieniu z tym kolosem wygląda niezwykle skromnie. Inglot jest też sporo droższy, kosztuje obecnie 37 zł.
Słoik słoikiem, ale zawartość interesuje najbardziej.
Od razu po otwarciu wiedziałam, że podoba mi się ten kolor. Jest idealny, a nazwa oddaje go w 100% - to zimny, popielaty brąz. Perfekcyjnie udaje kolor moich naturalnych brwi.
I tutaj zaczynają się schody.
Ponieważ mam bardzo jasną karnację, nie przepadam za wyrysowywaniem całych brwi, tworzy się wtedy na mym licu breżniew i matki straszą mną swoje dzieci. Pierwsze podejście do tego specyfiku było więc tragedią. Potraktowałam go dokładnie tak samo jak żel inglota, w ruch poszedł ścięty pędzelek i dawaj, rysuj - załamanie, ostra końcówka, dolna linia, uzupełnij, wycieniuj, elegancko. Tak? Nie. Czarno, ciemno, złowrogo; ze spranymi, czerwonawymi włosami wyglądałam jak małoletnia buntowniczka. Próba wyczesania nadmiaru skończyła się jeszcze gorzej, bowiem konsystencja pomady jest kremowa, zamiast dać się wyczesać wszystko się rozmazało, wylazło poza kontur brwi i zaczęłam przypominać Berta z Ulicy Sezamkowej.
Następnego dnia podeszłam do tematu pomady od innej strony. Tym razem wzięłam cieniutki pędzelek do linera, taki z zagiętą końcówką i domalowałam sobie jedynie brakujące fragmenty w załamaniach brwi, resztką produktu na pędzelku podkreśliłam ich koniec od strony skroni. I w takiej wersji mogłam już spokojnie wyjść do ludzi, efekt był naturalny i nienachalny.
Pomada jest generalnie bardzo dobrze napigmentowana, kremowa, treściwa i raczej tłusta w konsystencji. Nałożona na pędzel odrobinę tępo zachowuje się na skórze, oczywiście w porównaniu z żelem Inglota. Potrzebuje sporo czasu żeby wyschnąć na skórze i przez to nie lubi się z wyczesywaniem. Kiedy zastygnie staje się niemal wodoodporna, ale nie ma problemu ze zmyciem jej płynem micelarnym czy jakimkolwiek innym produktem do demakijażu.
I teraz moja odpowiedź na tytułowe pytanie - czy jest sens są kupować? Moim zdaniem to zależy. Jeżeli chcecie dorysować sobie prawie całe brwi, zależy Wam na efekcie jak z Instagrama, to w tym wypadku możecie być niezadowolone. Gama kolorystyczna nie powala, trochę brak tutaj bardzo jasnych odcieni. Żelowa formuła Inglota pozwala na budowanie koloru i umożliwia większą kontrolę nad uzyskiwanym efektem. Dodatkowo żel szybko zastyga i daje się bez problemu wyczesać.
Natomiast w przypadku jak moi, gdzie precyzja i skrupulatne blendowanie nie wchodzi właściwie w grę to pomada Freedom jest naprawdę fajną opcją. Żel niekiedy ślizgał się po moich włoskach, strasznie działało mi to na nerwy, tutaj taka rzecz nie ma miejsca. Po zastygnięciu pomada wygląda naturalnie i nie straszny jej deszczyk a la kapuśniaczek.
I jest jeszcze jeden wielki, wielki plus tego produktu - można go używać jako eyelinera. W tej wersji jest mega: matowy, trwały, nie odbija się nad górą powieką, słowem - SUPER!
Bert robi post :D
OdpowiedzUsuńTeraz też się z tego śmieję, wtedy nie było tak zabawnie :D
UsuńJestem rozczarowana, że nie dodałaś zdjęcia po pierwszej próbie z tą pomadą! :<
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kinga :D
Bardziej zainteresowało mnie używanie tej pomady jako linera - brązu zdecydowanie brakuje w mojej kolekcji ! Na zdjęciach widzę za to żel z essence - zadowolona z niego jesteś :)?
OdpowiedzUsuńBardzo. Bardzo bardzo bardzo. Uwielbiam go, zawsze gdy nie mam czasu na robienie czegokolwiek z brwiami ten żel idzie w ruch. Daje świetny efekt zagęszczenia, porządkuje, podkreśla, JEST BOSKI
UsuńO nie, ja tak uwielbiam produkty do brwi że pewnie natknę się na nią i może skończyć się różnie.. chociaż ostatnio idę na łatwiznę i non stop używam duetu kredka Catrice + żel Loreal i jest DOSKO. Chociaż trochę odechciewa mi się kombinować :D
OdpowiedzUsuńEfekt mi się średnio podoba, ja będę polować na Inglota :)
OdpowiedzUsuńNad inglotem zastanawiałam sie ale promocja w kiko mnie skusiła i kupiłam sobie taki marker do brwi, w sumie fajna sprawa polecam ;)
OdpowiedzUsuńNie polecam od tej pomady dostałam uczulenia. Stosowałam ją przez jakiś czas, wysuszyła mi łuk brwiowy i musze teraz patrzeć jak skóra mi schodzi
OdpowiedzUsuńGdzie można kupić?
OdpowiedzUsuńNie używałam jeszcze, ale chyba mnie do tego przekonałaś;)
OdpowiedzUsuń